Piękny dzisiaj dzień był! Jak darowany po dniach deszczów i zimna. Cudne zakończenie lata!!!






Czasami Opatrzność Wyższa jednak człowieka wysłucha!!!
Tak bardzo mi zależało na tym, aby Ślubny zjawił się ze szpitala zanim zbliży się termin naszej wizyty u kardiolożki. No, i proszę, jak powiadają: "mówisz -masz"!
Jeszcze w czwartek był zabieg ściągania 2,5 litra wody, które sobie Ślubny wyhodował w płucach, a już w piatek, w samo południe czekaliśmy na wypis!
A po południu to zrobiło się tak, że do tej pory nie możemy się pozbierać. Jakoś tak po pół godzinie rozprawiania z naszą Kardiolożką o sercowych problemach Ślubnego i ewentualnej dalszej możliwości leczenia, padło pytanie:" a zgodziłby się Pan na przeszczep?"!!!!!! Prawie szczęki zbieraliśmy z podłogi, zanim dotarła do nas waga tego pytania! Nie powiem, że nie przewijał się ten temat, zwłaszcza w rozmowach z Progeniturą, bo skłamałabym, ale chyba każdemu z nas wydawało się tak nieprawdopodobne, iż pozostawało w zawieszeniu! Nasza lekarka powiedziała, jak to będzie wygladalo, ile trzeba samozaparcia i woli, by podołać całemu wyzwaniu, mając świadomość, że ta propozycja to tylko początek długotrwałego procesu, który może zakonczyć sie w dowolnym momencie! Dostaliśmy tydzień do namysłu!
Wieczorem przyjechała Progenitura. Odbyła sie burza mózgów i..... Córka Wiewiórka zadzwoniła do Kardiolożki, że jest zgoda!
No! Jest!
Termin na całą turę badań wszelakich, poprzedzających decyzję, czy Ślubny się zakwalifikuje, też jest (17.10.br) !!!!
Teraz to dopiero się zacznie! Ło matko pojedyncza, i to jak!!!!